Zastanawiałyśmy się, czy nadszedł już zmierzch epoki autostopowiczów. Podczas ponad miesiąca naszych wojaży, oprócz jednego Polaka z Kielc, którego miałyśmy przyjemność spotkać leżąc w cieniu dworca w Genui, nie spotkałyśmy nikogo, kto przemierzałby Italię polegając na życzliwości kierowców. A dawałyśmy sobie szansę na poznanie współtowarzyszy przez 1500 kilometrów. Właściwie oprócz dwóch grup pielgrzymów-krótkodystansowców z Francji, ba! na wpół-zmotoryzowanych, nie pojawił się też nikt z plecakiem. Odrzuciłyśmy argumenty o mniej lub bardziej atrakcyjnym regionie, bo pochłonęłyśmy większość, pogoda sprzyjała cały czas, zatem CZY LUDZIE BOJĄ SIĘ DROGI ? Gwarantuję Ci, świadomość pokonywania centymetra po centymetrze na mapie, rysowanie tras i spontaniczne zbaczanie, zmiana dotychczasowych planów karmi satysfakcją. Pierwszy raz od wielu miesięcy czułam w swoim życiu zauważalny, fizyczny progres. Rozwój ducha postępował równolegle do wzmacnianych mięśni, wszystko wprostproporcjonalnie do upływu czasu i dystansu. Mam wrażenie, że łatwiej będzie mi Cię do tego przekonać kiedy nadal będziemy relacjonować trasę, więc wracam do wyjazdu z wiecznego miasta.
Ja wierzę w "szczęście debiutantów". Dlatego mimo braku doświadczenia, bez jakichkolwiek wskazówek, polegając tylko na własnej intuicji szukamy dobrego miejsca na autostopowy debiut. Uwierzcie nam, wyjazd z Rzymu to szaleństwo. Znasz powiedzenie "Wszystkie drogi prowadzą do Rzymu ?" Właśnie... Do problemu należało podejść etapowo. 1. Przedostanie się na peryferia po niepodziewanym kursie na lotnisko. 2.Kierowanie się na północ. I tak po kilkunastu minutach, szeregu zainteresowanych spojrzeń znad kierownicy, cytrynowym Fiatem Panda, na tyle razem z psem, zaczynamy naszą znajomość z Via Aurelia, jednym ze starożytnych rzymskich traktów, który będzie nam towarzyszyć właściwie aż do Pisy. Nie analizuj za dużo jak zachowywać się w aucie. My byłyśmy bardzo elastyczne. Włoch narzeka, narzekaj razem z nim. Włoch śpiewa, śpiewaj razem z nim (szczególnie jeżeli jest to szalony kierowca tira, który zgarnia Cię z ekspresówki). Dzielenie milczenia też smakuje wyśmienicie, dlatego się nim nie krępuj. Nie chcę brzmieć jak ekspert w tej dziedzinie, daleko nam do tego, ale przyjazny gest na początku i końcu trasy, uśmiech i słowa wdzięczności to wystarczająca zapłata. I mimo, że na autostopowej mapie Italii między północą a południem istnieje znacząca różnica w kwestii złapania szansy, Włosi są otwarci, pomocni, troskliwi! Rzesza z nich dzieli się z nami swoimi zmartwieniami, wspomnieniami z pracy, opisem rodzin i planów na bliższą przyszłość, zatrzymuje się z nami na espresso i panini, pokazuje ulubione miejsca. Z biegiem czasu wyhodowali w nas model maratończyka - w przypadku niekompatybilnej trasy zawsze pytali, czy nie potrzebujemy butelki zimnej wody czy wskazówek dotyczących dalszej drogi. Jednak nadal brnę w reklamę autostopa, basta!
Docieramy do zachodniego wybrzeża. Najpierw musiałyśmy zmierzyć się, skonfrontować wyobrażenia z rzeczywistością. Po wielkim mieście przyszedł czas na głód dzikości i czegoś prymitywnego. Pierwsze noce na plaży malowały się w różnych barwach. Było zbyt tłoczno, zbyt głośno, za mało intymnie. Minęło wiele dni zanim znalazłyśmy odpowiednie miejsce na osadzenie na dobre wszystkich wrażeń gdzieś w głowie. Pierwszym godnym uwagi miejscem na mapie Lacjum była Tarkwinia, ale pamiętaj, w tym mieście o godzinie dwunastej w południe, nie ma miejsca na cień poza wnętrzem małego baru na końcu miasta. Tam też, ocierając spocone czoła i dając się odprężyć zmęczonym plecom, słyszymy słowa otuchy od innych klientów ze Szwajcarii: “Bon courage,mesdemoiselles! ”.
Na zdjęciu powyżej widzisz Galbaniego. Dwuosobowy, kilogramowy namiot, rozdziewiczony gdzieś na wysokości wspomnianej Tarkwinii.
Na tym odcinku najzabawniejszym wspomnieniem jest fakt zaangażowania się całego autobusu miejskiego, którym przewiózł nas za darmo na małą wyspę. Po krótkiej debacie gdzie powinnyśmy się udać na nocleg, w której głos decydujący zabrał kierowca (zbaczając trochę z kursu by ułatwić i ulokować nas w najbardziej komfortowym miejscu), osiadłyśmy na chwilę. Plecaki i spalone nosy naprawdę wyzwalają empatię. Może właśnie dlatego Jessica, kierowca samochodu dostawczego, zabrała nas w krótką krajoznawczą wyprawę z przerwą na włoski lunch, która zajęła nam pół dnia. Istotne jest to te, że nie istniał język, poza językiem ciała, w którym mogłyśmy się komunikować. Zastanawiamy się, czy istnieje globalny sposób na wyrażenie wdzięczności dziesiątkom naszych kierowców.
Masa Marittima to pierwszy punkt na mapie południowej Toskanii, ale o tym następnym razem, by nie uśmiercić głównego wątku.
A Ty, co sądzisz o podróżowaniu autostopem ? Posiadasz już jakieś doświadczenie ? Czas na dyskusję.
Polly
PS Jeżeli masz okazję, dołącz do
wydarzenia, my z pewnością się pojawimy!